Do wszystkich moich komentujących czytelników: jesteście kochani! Bardzo wam za to dziękuję i dedykuję ten rozdział, bo chociaż to ja go napisałam, motywację do napisania dostarczyliście mi wy! Więc można powiedzieć, że po części także jesteście współautorami tej historii.
Znalazłam ciekawe ogłoszenie wynajmu. Dzisiaj idę oglądać, więc trzymajcie mocno kciuki!
__________
Kopyto za kopytem. step za kłusem. Na galop było jeszcze za wcześnie.
Levi klepnął konia w kark, gdy tylko z niego zsiadł i spojrzał na Marię, która odebrała od niego lejce i ruszyła w stronę stajni.
- Jesteś zbyt spięty, kiedy koń przyspiesza. Musisz się rozluźnić, bo burzysz równowagę i przechylasz się za bardzo na lewo - poradziła, rzeczowo - na prawdę nigdy wcześniej nie jeździłeś?
- Nie.
Spojrzała na niego przelotnie, wprowadzając konia do boksu. Uśmiechnęła do siebie, wypuszczając ze świstem powietrze.
- To brzmi jak takie samo kłamstwo, gdy Erwin mówił mi, że masz 21 lat.
Chłopak zmarszczył brwi, odsuwając się na bok, żeby zrobić jej miejsce, kiedy wychodziła z boksu i przewieszała lejce przez metalowy, utwierdzony w ścianie, hak.
- Mam tyle.
- Wiem. Erwin by nie kłamał - zapewniła i przez chwilę zawahała - ale gdyby nie twoja dezorientacja podczas kłusa, byłabym pewna, że jeździłeś już wcześniej.
Levi skrzywił się, otwierając usta, ale zanim zdążył się odezwać, Maria go ubiegła.
- To był komplement. Masz szczęście, bo talentu ci nie brak.
Idąc do kwatery głównej czuł mrowienie w dłoniach, jakby nadal ściskał w nich lejce. Jakby siedział w siodle, słyszał tętent kopyt i rozstępującą się pod nimi ziemię. Smagnięcia wiatru na twarzy, suchość w ustach, gdy szybko łapał przez nie oddech. Uczucie tonięcia, bijące jak nigdy dotąd serce. Pragnienie tlenu, zaciśnięcie mocno palców, przyspieszenie konia z kłusa do galopu. I jeśli talent, o którym wspomniała Maria był tym pragnieniem, to Levi miał pewność, że go posiadał.
Wchodząc do sypialni Erwina, zastał w niej, siedzącego przy biurku Mike'a. Mężczyzna spojrzał na niego i skinął głową na przywitanie. Odsunął, stojące obok krzesło, przez co Levi dojrzał, leżący na blacie talerz z obiadem. Bez słowa zajął swoje miejsce, sięgając po widelec.
- Jak twoje plecy?
Podniósł do góry głowę, przełykając jedzenie i zawiesił wzrok na Zacharias'ie. To on jako pierwszy zauważył jego sztywne ruchy podczas treningów siłowych. To on powiedział potem o wszystkim Erwinowi, który szybko także to wychwycił i nalegał na wsmarowanie oleju z dziurawców.
Levi drgnął, spuszczając głowę w dół. Mike był niemal tak samo spostrzegawczy jak Erwin, niemal tak samo dobrze łączył ze sobą fakty. I chociaż był gorszym strategiem, potrafił lepiej czytać ludzi niż on.
- Lepiej.
- Dobrze. Bo po dzisiejszym treningu, znowu zaczną boleć.
Prawdziwe liny do trójwymiarowego manewru różniły się od tych użytych w symulatorze i chociaż miał on przygotować przyszłych żołnierzy do umiejętnego korzystania ze sprzętu, nie spełniał swojego zadania. Levi pokusiłby się nawet o stwierdzenie, że jedynie wadził. Balans był inny. Inne rozłożenie ciężkości, inny przymus ustawienia bioder. A na końcu fakt, że symulator był zaledwie utwierdzonym w podłożu przedmiotem, podczas gdy korzystając z prawdziwego trójwymiarowego manewru, odległość między kadetem, a ziemią wynosiła nie centymetry, lecz metry. I wystarczyła jedynie chwila zawahania, złe rozłożenie ciężkości, niewłaściwy ruch lub zbyt płytkie wbicie haka, utrzymującego żołnierza, żeby stracić równowagę i upaść. A prawdopodobieństwo ponownego, prawidłowego wystrzelenia haka podczas upadku było znikome lub nawet mniejsze.
I gdyby nie, towarzyszący temu dreszcz, gdyby nie lekkość, gdyby nie chłód wiatru na ciele, chłopak nie zrozumiałby osób, dobrowolnie liczących się z możliwością złamania karku podczas upadku. Ale chyba rozumiał. Chyba uważał podobnie. Chyba te krótkie momenty były tego warte.
- Nie zdejmuj.
Brunet zatrzymał się z rękoma na butlach z gazem, które chciał odpiąć.
- Za murami będziesz je nosił większość czasu, lepiej, żebyś zaczął się przyzwyczajać do ich ciężaru - wyjaśnił Mike, na co chłopak niechętnie wyprostował się, odsuwając dłonie.
Wieczór nadszedł szybko.
Drogę powrotną pokonał sam, tylko kilka razy ściągając do tyłu łopatki, żeby rozciągnąć mięśnie pleców. I musiał przyznać Mike'owi rację. Bo mimo że na początku nic na to nie wskazywało, mięśnie zaczynały na powrót drętwieć.
Przecinając w poprzek dziedziniec dojrzał palące się w oknie Smith'a światło, które obserwował aż do zniknięcia w budynku. Podbicia butów głucho stukały o kamienne stopnie schodów, kiedy nimi wchodził, mijając z kilkoma kadetami.
Zanim otworzył drzwi, uniósł wysoko głowę i wyprostował plecy z cichym syknięciem, na tyle, na ile potrafił. Odetchnął głęboko, naciskając klamkę, a jasne sztuczne światło, zalało jego oczy. Wszedł w nie pewnie, równym krokiem.
Erwin podniósł na niego wzrok dopiero po kilku sekundach. Podparty na łokciu, pochylał się nad jednym z dokumentów, który do tej pory czytał. Dokończył rozpoczęty akapit i przesunął go na bok, zawieszając spojrzenie na brunecie. Odprowadził go do łóżka, uważnie obserwując jak na nim usiadł i wyciągnął do przodu nogi, prostując je w kolanach. Jak przymknął oczy w wyraźnej uldze, gdy odpinał pierwszy pas. Gdy na podłogę upadły kolejno butle z gazem, uchwyty na miecze i pasy. Jeden po drugim, zmniejszając przygniatający go ciężar.
- Kilka minut temu rozmawiałem z Marią.
Levi zmarszczył brwi, nadstawiając uszu. Głowę miał nadal opuszczoną, pozbywając się kolejnych warstw sprzętu.
- Była pod wrażeniem. Mówiła, że jeśli tak dalej pójdzie, bez problemu opanujesz galop, a może nawet i cwał, zanim wyruszymy.
Podniósł nieco oczy, ale nie na tyle, żeby zrównały się ze spojrzeniem blondyna. Utkwił je na wysokości blatu biurka, pomiędzy białymi kartkami i skinął po chwili.
- Rozumiem.
Erwin odczekał kilka sekund, pomiędzy którymi chłopak na powrót zajął się pasami. Westchnął ciężko i przeczesał dłonią włosy. Wstał, a nogi krzesła przejechały głośno po podłodze.
- Idź się umyć, przyniosę w tym czasie kolację. Masz ochotę na coś konkretnego?
Chłopak zmarszczył brwi. Zacisnął palce na rzemieniach i zawahał się. Czy odpowiednim było, proszenie o cokolwiek? Zagryzł mocno usta. Serce załomotało boleśnie kilka razy o żebra.
- Na rybę - mruknął cicho, gdy Erwin stał już w progu.
Mężczyzna zatrzymał się natychmiast, a jego kąciki ust drgnęły nieznacznie.
- Zobaczę, co da się zrobić.
Jak szybko kolejny rozdział. Jestem taka szczęśliwa. Życzę dużo dużo weny. To opowiadania jest wspaniałe. Przyznać mogę, że najlepsze z tych, które dotąd czytałam z tym paringiem. Jestem zachwycona i z niecierpliwością czekam na więcej.
OdpowiedzUsuńKolejna cudowna notatka! Nie masz pojęcia jak ja lubię tego bloga! Cieszę się, że jestem -po części- Twoją motywacją :) Mam nadzieje, że mieszkanie będzie dla Ciebie odpowiednie. Trzymam mocno kciuki (^_-)
OdpowiedzUsuńCiesze się, że kolejna notka pojawiła się tak szybko :D Jak zawsze jest świetna i czekam na kolejne :)
OdpowiedzUsuńSuper wczesniej nie komentowałam ale twoje opowiadanie jest mego.Zakochałam się w nim i czekam z niecierpliwością na dalszą notke.Jestem Ci wdzięczna że piszesz o tej parze bo naprawde jest mało opowiadan związanych z Eruri. Życze weny i dużo pomysłów!
OdpowiedzUsuń