Blog zawiera opowiadania yaoi z fandomu Shingeki no Kyojin - Erwin x Levi.
Przeczytałeś? Podziel się opinią w komentarzu.


czwartek, 26 marca 2015

3. "Szczeniach Erwina"

Siemasz, czołem, drogi czytelniku! Mamy czwartek, a ja mam dla ciebie trzeci rozdział naszej historii o Erwinie i Levi'u.

Ze statystyk wychodzi, że zagląda tutaj całkiem sporo osób, biorąc pod uwagę niszowy pairing i bardzo dziękuję każdemu z osobna za zaglądanie tu, czytanie i komentowanie (tutaj zwracam się do moich dwóch wspaniałych czytelniczek, które nieustannie zostawiają mi opinie pod postami, dziękuję, jesteście dla mnie nieocenioną motywacją!)

Jednak poza nimi nikt nic nie pisze... czy na prawdę to czytacie, moi statystyczni podglądacze? Bo jeśli czekacie na odpowiedni moment na skomentowanie i wyrażenie swojego zdania na temat tego opowiadania, to ten jest idealny. Bardzo bym się cieszyła.

A teraz już kończąc, bawcie się dobrze, podczas czytania!


_________


- Mam trochę pracy, jak chcesz, możesz poczytać w tym czasie - oznajmił Erwin po posiłku, wskazując dłonią w kierunku gabloty z książkami.

Gablota była zabudowana po bokach, a oszklona od frontu. Na samym dole znajdowała się wąska szuflada z wnęką na klucz. Chłopak przyjrzał jej się uważnie, zanim podszedł i otworzył prawe skrzydło. Przebiegł palcami po, znajdujących się na wysokości jego twarzy, grzbietach obszernych tomów. Jedne oprawione skórą, inne materiałem. Granatowe, bordowe, zielone, brązowe, złocone i posrebrzane. Niektóre starsze od reszty, inne niedawno wydane.

- Wybierz, którą chcesz - zachęcił blondyn.

Levi drgnął. Przestąpił z nogi na nogę i wysunął jedną z książek zaledwie do połowy. Zawiesił na niej spojrzenie.

- Coś nie tak?

Pchnął tom z powrotem na jego miejsce i odwrócił się do Erwina. Z grymasem na twarzy, zmarszczonymi brwiami. Ze złością.

- Nie umiem czytać - warknął głośno, wyzywająco. Aż Smith odłożył, trzymane w dłoni pióro i skupił na nim wzrok.

- A pisać?

- Też.

Mężczyzna zamrugał, nie spuszczając z niego wzroku. Nie oczekiwał od niego wiedzy dotyczącej fizyki, matematyki lub astronomii. Brak wiadomości dotyczących zielarstwa również mógł zrozumieć. Ale brak umiejętności czytania lub pisania wprowadził go w chwilowe osłupienie. Czy w podziemiach to normalny stan rzeczy?

- Chcesz się nauczyć? - Spytał i natychmiast spostrzegł, jak Levi otwiera usta, a potem szybko je zamyka. Wycofuje ramiona do tyłu, marszczy nos, zaciska szczękę.

I Erwin to poznał, wychwycił. Bo widział to już wcześniej. Zachowanie, gdy chłopak uznał propozycję za fałszywą. Za kłamstwo. Bo dotychczas niczego nie otrzymywał bezinteresownie. Bo wszystko posiadało swoją cenę, niższą lub wyższą, którą należało zapłacić. Bo przecież Erwin tylko z niego kpił. Celowo, umyślnie, z wyrachowaniem.

- Z resztą, to bez znaczenia - podjął z innej strony, chwytając na powrót pióro - czytanie i pisanie to obowiązkowe umiejętności żołnierza. Zaczniemy, gdy tylko znajdę wolny czas.

Założył nogę na nogę i uważnie przekartkował spory plik dokumentów. Przeczytał. Podpisał. Skłamał. Skłamał. Skłamał.

- Rozumiem.

I odetchnął w duchu. Bo przecież Levi nie miał najmniejszego powodu, by dopatrywać się kłamstwa. Nie szukając, nie znalazł. A mężczyzn mógł rozluźnić ramiona.

Erwin kłamał. Nie częściej niż przeciętny człowiek i nie z błahych powodów. Tylko, gdy przyszłe zyski miały wynagrodzić koszty. Tylko, gdy prawda przynosiła zbyt duże straty. Gdy była jedynie złą decyzją. I gdy osoba, z którą rozmawiał, nigdy w prawdę by nie uwierzyła.

Levi podwinął mankiety koszuli ponad łokcie i poszedł do swojego pokoju. Zamknął za sobą drzwi i szurając stopami, podszedł do łóżka. Usiadł. Wpadające przez okno, słońce oślepiło go na chwilę. Przymknął oczy. Położył się. Przekręcił się na drugi bok, na brzuch, na plecy. Odgarnął, łaskoczące w skroń włosy za ucho. Poleżał. I wstał. Poprzekładał ubrania z jednej półki na drugą. Przejechał palcami po stoliku nocnym. Czysto.

- Erwin - zwrócił na siebie uwagę kaprala, wchodząc ponownie do jego sypialni.

Smith dokończył czytać akapit i podniósł głowę. Chłopak podszedł bliżej, stając naprzeciwko.

- Chcę wyjść - oznajmił bez ogródek. Prosto. Pewnie.

- Nie mam teraz czasu...

- Sam.

Blondyn drgnął, przebiegł oczami po jego twarzy. Otworzył usta i ktoś zapukał.

- Proszę.

Do środka wszedł Mike. Rozejrzał uważnie i zamknął drzwi. Levi założył ręce na piersi i nie ruszył nawet o centymetr. Zignorował kiwnięcie głową na przywitanie. Mężczyźni wymienili się spojrzeniami i Erwin zastukał palcami o blat. Zastanowił. Przemyślał. Zacisnął palce i rozluźnił.

- W porządku, możesz iść. Tylko na dziedziniec i tylko do kolacji - powiedział, a chłopak obrócił się do niego tyłem - i Levi... - przywołał go ponownie - sprowokuj jakąkolwiek bójkę albo spóźnij się, a od jutra w łańcuchach będziesz spędzał też czas wolny. Rozumiesz?

Chłopak zatrzymał się z ręką na klamce. Plecami do blondyna. Zacisnął palce na metalu i otworzył drzwi. Hałas z korytarza wbiegł do pokoju.

- Rozumiem.

Zmrużył oczy i podniósł ręce do góry, wyciągając się. Wiatr uderzył w jego plecy, zasłaniając twarz włosami. Odgarnął je jednym ruchem do tyłu, rozmasował kark. Powietrze było świeże, parne, gorące. Niebo jasne aż do bólu.

Rozejrzał się dookoła. Największą część powierzchni dziedzińca stanowił wybrukowany nierówną kostką plac. Na jego obrzeżach rosło kilka wolnostojących drzew i zapewne jedno z nich było tym, które obserwował przez okno swojego pokoju. Całość otaczało ogrodzenie, za którym stała dzwonnica z umocowaną na górze tarczą zegara.

Jeszcze niewytarte podeszły jego butów stuknęły, gdy przeciął plac ukosem, kierując się w stronę wschodniej części. Grupa trzech, siedzących na ławce kadetów natychmiast na niego spojrzała, kiedy ich minął, i nie spuściła wzroku, dopóki nie usiadł pod ogrodzeniem, a kępa rosnących tam krzaków, nie osłoniła go. Pnące się do góry pędy miały wysokość przeszło połowy metra i były zdrewniałe. Liście matowo zielone, a kwiaty w odcieniach fioletu o specyficznym, ale przyjemnym zapachu.

- To szałwia!

Skoczył do tyłu, szybko przygniatając całym ciałem intruza. Palcami oplótł jego szyję. Serce waliło głośno i szybko. Szum wiatru zagłuszył kroki.

Dziewczyna. Oczy miała rozszerzone, zdziwione. Ale nie wystraszone. Przypominały bardziej wyraz ekscytacji. Na nos wetknięte okulary, które zsunęły się do połowy nasady. Usta wykrzywione ku górze.

I śmiała się.

- Wiedziałam, że to ty! - Krzyknęła - widziałam ciebie na treningu!

- Co tu się dzieje?!

Wysoki chłopak, który wcześniej obserwował Levi'a doskoczył do nich, przygotowany do ataku. Levi uniósł ręce, zacisnął pięści, wstał natychmiast i zamrugał, gdy dziewczyna pojawiła się przed nim, odgradzając mu drogę. Była szybka. Powietrze zgęstniało.

- Spokojnie, Erd, tylko rozmawiamy - wyjaśniła.

Za nim pojawiło się jeszcze dwóch jego znajomych.

- On raczej planował ciebie udusić! - Warknął i zrobił krok naprzód. Ale dziewczyna nie ustąpiła.

- Nie planował. Mieliśmy sparing.

Erd spojrzał na znajdującego się za nią Levi'a i zmrużył oczy. Ramiona miał napięte, ale nie wykonał żadnego ruchu. Stał przez chwilę w ciszy, z twarzą wykrzywioną grymasem.

- Niech ci będzie - odpuścił i splunął - baw się w dom z tym szczurem skoro chcesz.

Odwrócił się, a Levi skoczył do przodu. Zanim zdążył uderzyć, dziewczyna pociągnęła go mocno w tył.

- Kapral stoi w oknie i patrzy - szepnęła - prawe skrzydło na pierwszym piętrze.

Przesunął wzrokiem po budynku i go ujrzał. Rzeczywiście, stał, obserwując uważnie. Pieprzony Erwin Smith.

Nieznajomi odeszli, a dziewczyna została. Podczołgała się pod krzaki, w których Levi ukrył i przysunęła blisko. Kępy szałwii odgrodziły ich szczelnie od otoczenia.

- Jestem Hanji. Ty Levi, tak? Słyszałam o tobie - zaczęła - to prawda, że pochodzisz z podziemi? Jak tam jest?

Hanji była dziwna. Szalona. Nieokrzesana. Zadawała pytania, nawet jeśli chłopak nie odpowiadał i mówiła, nawet jeśli on ją ignorował. Nie zrażały ją mało istotne stwierdzenia, że w podziemiach było brudno i ciemno lub monosylabowe odpowiedzi "tak" lub "nie". Mówiła dużo, szybko i głośno. Była głośna i zadziwiająco szybka, co nie dawało spokoju chłopakowi. Nie wyglądała na słabą.

Levi wrócił kilka minut przed porą kolacji, wymijając w drzwiach z blondynem, gdy ten szedł odebrać ich racje żywnościowe z jadalni. Jadł łapczywie i brał duże kęsy, popijając je wodą. Erwin żuł spokojnie, wolno, nie dotykając łokciami stołu. Irytująco przykładnie.

- Kim jest twoja nowa przyjaciółka?

Chłopak podniósł głowę, marszcząc brwi. Rękawem wytarł usta.

- Ona nie jest moją przyjaciółką.

Mężczyzna przechylił głowę, a chłopak wrócił do posiłku.

- Więc kim?

- Czterooką dziwaczką - wyjaśnił, nie podnosząc nawet spojrzenia znad talerza.




Tej nocy, piątek nocy, Erwin założył mu kajdany wcześniej, niż zwykł to robić.

- Śpij dobrze - powiedział tylko, zanim zgasił światło i zostawił go samego. Wyszedł.

Ale Levi nie spał dobrze. A blondyn nie wrócił przez pół nocy, bo nie prędzej niż po jego powrocie, Levi usnął.

Była to racjonalna decyzja, bo każdy potencjalny wróg, musiał najpierw przejść przez sypialnię Smitha, zanim dostałby się do jego. A Smith nie był uwiązany. Był czujny i zdolny odeprzeć atak. I raczej sam nie stanowił zagrożenia. Raczej nie zaatakowałby go podczas snu, więc Levi mógł pozwolić sobie na krótki sen, gdy Erwin spał w pokoju obok. Musiał pozwolić sobie na krótki sen, bo innego wyjścia nie posiadał.

Tej nocy, piątej nocy, śnił o przeszłości. Obudził się zlany potem, trzęsący, z obijającym o żebra sercem i ściśniętym żołądkiem. Erwin pochylał się nad nim, trzymając w żelaznym uścisku jego ramiona. Przyciskał jego ciało mocno do materaca. Ich spojrzenia spotkały się natychmiast. Spokojne blondyna i rozbiegane, szukające Levi'a. Nie rozumiejące do końca.

Chłopak oblizał suche usta.

- Potrzebuję powietrza - wychrypiał cicho - puść mnie.

Odwrócił głowę w kierunku okna, a uchwyt Smitha zniknął. Blondyn wyprostował się i zwlekając kilka sekund, wyszedł do swojej sypialni. Było parno i duszno, koc przypominał żelazną narzutę. Wiatr uderzał w szybę, wdzierając do środka wąską szczeliną.

Sny o przeszłości nie były przyjemne. Ale życie w stolicy także nie było.

Erwin nie usnął już później, a Levi szamotał się przez sen aż do świtu. Ale nie słychać już było jego krzyków. Tylko warczenie. Ciche i niewyraźne. Więc Erwin się nie ruszył, pozostając przy biurku. Skupiając uwagę na przeglądanych dokumentach.

4 komentarze:

  1. Woah! Czytam z zapartym tchem każdy rozdział. Uwielbiam Eruri. Jest tak strasznie mało opowiadań z tym paringiem. Trochę to smutne... Co do rozdziału, super. Podoba mi sie. Tak pięknie piszesz. Moje opowiadanie z tym co Ty piszesz nie ma porównania. Jeszcze raz powiem. Piękne. Powodzenia w pisaniu ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Po prostu.. CUDOWNE. Najlepsze. Z zapartym tchem będę czekać na kolejny rozdział. Od początku do końca czytałam to z zapartym tchem i szybko bijącym sercem. Kolejny raz cudownie oddany charakter i postać Leviego oraz Erwina Takie cudowne.... Aż nie mogę myśleć czy skleić zrozumiałego zdania, uwielbiam każdy rozdział lecz muszę przyznać, że ten będzie mym ulubionym W nieskończoność będę do niego powracać. To jak piszesz jest cudowne, wciągające i niepowtarzalne tak jak cała historia. I muszę powiedzieć, że cała ta historia nosi naprawdę fajny i przemyślany tytuł. Jestem zachwycona, oczarowana. Nie mogę doczekać się kontynuacji, codziennie będę sprawdzać czy już jej nie napisałaś. Ah.. Po prostu cudowne i cudowne.

    OdpowiedzUsuń
  3. Niesamowite! Piękne! Wspaniałe! To jest to prostu mistrzowskie! A do tego Hanji ta, w pozytywny sposób szalona, kobieta. Uwielbiam ją. Muszę przyznać, że to pierwszy blog na takim wysokim poziomie, jaki czytałam. Już czekam z niecierpliwością na następną notatkę :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału ! Po raz pierwszy codziennie sprawdzam czy coś już się pojawiło :D

    OdpowiedzUsuń