Blog zawiera opowiadania yaoi z fandomu Shingeki no Kyojin - Erwin x Levi.
Przeczytałeś? Podziel się opinią w komentarzu.


niedziela, 29 marca 2015

4. "Szczeniak Erwina"

Dziękuję, dziękuję, dziękuję za tak miłe komentarze! Jestem wręcz zawstydzona tak przychylnymi opiniami!

Zgadnijcie, kto zamiast spać w nocy, siedział i pisał dla was czwarty rozdział "Szczeniaka Erwina", a później obudził się o piątej rano przed pracą, żeby go dokończyć? Ferris, ot kto. Ale to nic, we wtorek day off. Odeśpię. Na pewno.

Dedykuję go wszystkim, którzy wywołali na mojej twarzy uśmiech, komentarzami i zmotywowali do dalszego pisania. Bawcie się dobrze czytając dalszy ciąg naszej historii i napiszcie poniżej, co o nim sądzicie!

Jak podoba się wam nowy wystrój bloga?


_____


Levi zatoczył ramieniem okrąg, rozmasowując pulsujący ból. Najpierw lewym, a później prawym. Na końcu wysunął pierś naprzód, przybliżając do siebie łopatki i skrzywił, gdy coś w plecach chrupnęło.

- Na noc wsmaruję ci olej z dziurawców, powinien pomóc.

Brunet odwrócił się natychmiast, dostrzegając w progu Erwina. Spodziewał się zobaczyć go dopiero na obiedzie.

- Nie potrzebuję - burknął. Otworzył stojącą przy łóżku komodę i przejrzał ubrania. Nie szukał niczego konkretnego, a jedynie potrzebował zająć czymś ręce. Zająć czymś oczy. Zająć czymś umysł. Tak, by blondyn odszedł, zajmując się sobą.

- Uważam inaczej - oznajmił, na co Levi zacisnął palce na trzymanej koszuli. Drewniane płyty osłaniały jego ręce od połowy łokcia w dół - Mike mówił, że na koniec wczorajszego treningu, nie mogłeś się wyprostować. Postaraj się nie nadwyrężać pleców podczas dzisiejszych ćwiczeń.

Mike nie mówił dużo. Levi mógł pokusić się o stwierdzenie, że nie mówił nawet tyle, co milczący  Jack z podziemi. Mimo to, nie przeszkodziło mu to w zdaniu sprawozdania Erwinowi. Relacji. Czy zachowywał się odpowiednio. Czy nie przyniósł wstydu. Czy zasłużył na karę lub na poklepanie po głowie. Czy dawał głos i siadał na komendę.

Czy był przykładnym psem. Grzecznym.

Zacisnął zęby i w milczeniu poczekał aż Smith, zaakceptował brak jego odpowiedzi i wyszedł. Dopiero po tym uderzył pięścią w ścianę. Raz i drugi, zanim napięcie z niego nie zeszło, a szybki oddech, nie wyrównał. Poprawił wtedy chustę na szyi i ruszył na poranny trening.


Szybkim marszem zszedł na parter i pokonał ostatni zakręt, opuszczając budynek. Wyminął grupę kadetów, w której dostrzegł znajomą twarz. Przyjaciela tamtego chłopaka. Tamtego, za pobicie którego, nie dostał kolacji. Tamtego, którego imienia nawet nie znał, a musiał z jego powodu zasypiać o pustym żołądku. Głodny i zły.

- Levi!

Rozejrzał się uważnie.

- Levi, tutaj!

Silne uderzenie w ramię, zarzuciło nim do przodu. Szybko podparł się jedną nogą, stabilizując i omal nie zamachnął w odpowiedzi. W ostatniej chwili rozpoznał napastnika, zatrzymując rękę w powietrzu. Rozpoznał dziwaczkę. Rozpoznał odbijające się od jej okularów, słońce.

Spojrzał na nią z ukosa, poprawiając przekrzywioną koszulę. IRYTUJĄCA. Mówiąca do niego po imieniu i dotykająca bez wahania. Klepiąca go po prawym barku, który odzywał się tępym bólem.

Stanowczym ruchem strzepnął jej rękę.

- Nie dotykaj mnie - sapnął na nią kwaśno i ruszył przed siebie.

Zignorował wołanie, ginąc w tłumie. Mierząc ledwie ponad półtora metra nie było trudno ukryć się między innymi, znacznie wyższymi kadetami i przystanąć z boku, pod ścianą, słuchając instrukcji trenera.

- Nie patrz na niego!

Zmarszczył brwi, nasłuchując uważnie.

- Czemu?

- Złamał Gabe'owi rękę bez mrugnięcia okiem!

- Co? Na prawdę?

- A myślisz, że czemu go tu nie ma? Założyli mu gips i odesłali do domu!

Levi zerknął za siebie, a rozmowa natychmiast ucichła. Niska brunetka rozglądała się na boki, starając nie nawiązać z nim kontaktu wzrokowego, a towarzyszący jej chłopak poprawiał pasy do trójwymiarowego manewru na swoich nogach. Zgięty wpół, z trzęsącymi się dłońmi.

Wypuścił ze świstem powietrze i odwrócił wzrok w kierunku głównej areny.

- Szukałam ciebie!

Zamrugał. Szczupła postać wyrosła przed nim znikąd. Hanji, chyba tak miała na imię. Chyba. Dosłyszał jej imię w dobiegających ponownie z tyłu szeptach.

- Zostaw mnie.

Zrobił krok do przodu z zamiarem wyminięcia jej, ale dziewczyna błyskawicznie przytrzymała go za łokieć i wsunęła palce w jego zaciśniętą dłoń. Chłopak znieruchomiał na chwilę, patrząc na małą, papierową torebkę, którą mu siłą wcisnęła. Papier był szorstki w dotyku i szeleścił. Ściskając go, coś w środku chrupnęło.

- Chciałam ci to tylko dać - powiedziała prędko, machając w kierunku prezentu - herbata z szałwii. Wyglądałeś, jakbyś lubił jej zapach - wytłumaczyła i nim Levi zdążył zareagować, pobiegła w stronę, w której jej drużyna zaczynała zbiórkę.

Herbata. Z szałwii. Dla niego. Przyłożył torebkę do nosa i powąchał. Pachniała znajomo. Przyjemnie. Nie powinien tego przyjmować.  Nie powinien. Ale dziwaczka już odeszła, więc schował podarunek do kieszeni kurtki i upewnił, że podczas biegu go nie zgubi. Odda go później. Przy kolejnym spotkaniu. Nie przyjmie go.


Trening minął szybko, głównie z powodu małej ilości ćwiczeń siłowych, a znacznie większej wiedzy teoretycznej na temat tytanów, murów oraz klas społecznych. Informacje były nowe, dziwne, czasem szokujące. Ograniczający się do tej pory świat do terenów podziemia, nagle urósł, poszerzył się. Stał obcy.

Powierzchnia podziemia stanowiła jedynie niewielką część ziem, wchodzących w skład muru Sina. Znacznie obszerniejsze były tereny chronione murem Rose, a jeszcze bardziej murem Marii. Świat w obrębach murów był duży w oczach Levi'a. Na tyle duży, że gdy prowadzący szkolenie nazwał go małym, chłopak najeżył się i wykpił go w myślach. Bo przecież świat poza murami nie mógł być tak rozległy, jak go opisywał. Bo przecież skalne wzniesienia i słone zbiorniki wodne, nazwane przez niego morzami były jedynie wymysłem. Kłamstwem. Oszustwem. Jedną, wielką brednią, w którą kazali mu uwierzyć.


Obiad czekał na niego na biurku. Letni, zapewne odebrany co najmniej dwa kwadranse wcześniej. Zjadł go w ciszy, sam, szturchając nogą, zasunięte obok krzesło. Przesunął widelcem ryż z wieprzowiną na drugi koniec talerza, zanim nie uniósł go do ust. Wcale nie czekał na rybę. Rodzaj jedzenia był mu całkowicie obojętny, póki je dostawał. Ryba, czy wieprzowina, nie miało to znaczenia. Jedno i drugie wypełniało żołądek, dostarczało energii. Potrzebował energii.

Zanim Erwin wrócił do pokoju nastała noc. Levi zdążył odnieść talerz, przyjrzeć się uważnie gablocie z książkami, wygładzić narzutę na łóżku i umyć. Całe popołudnie, nie licząc zejścia do kuchni, spędził w pokoju, leżąc na łóżku, a później dokładnie zmywając z siebie pot i brud, będący rezultatem parnego letniego dnia.

Blondyn zatrzasnął drzwi łokciem i podszedł do biurka, stawiając na nim talerz z kubkiem. Machnął w stronę chłopaka, nakazując przyjście i z krótkim sapnięciem zrzucił z siebie kurtkę, przewieszając ją na oparciu krzesła.

- Ja już jadłem - wyjaśnił dostrzegając, spojrzenie bruneta - siadaj i jedz, jest już późno.  Za chwilę do ciebie przyjdę.

Rozpiął dwa pierwsze guziki swojej koszuli i wyjmując kilka ubrań z komody, zniknął w łazience. Levi zawiesił wzrok na drzwiach, a gdy cisze przerwał szum wody, skupił swoją uwagę na posiłku. Chlebie i mleku. Porcja wydawała się większa niż ta, którą dotychczas dostawał, ale bez trudu zjadł ją w całości, czując na końcu niedosyt. Nie mdliło go, ani nie zbierało się na wymioty. Żołądek stopniowo się rozszerzał.

W chwili, gdy Smith wyszedł, Levi odstawiał pusty talerz na bok. Zignorował mężczyznę, nie podnosząc na niego głowy. Bez słowa wstał, zasunął za sobą krzesło i ruszył do swojego pokoju. Oprócz swoich, słyszał także podążające za nim kroki kaprala, więc niewiele myśląc usiadł na łóżku, przybliżając do łańcucha swoje dłonie. Pozwalając się zapiąć.

- Zdejmij koszulkę.

Mężczyzna stanął nad nim, odkręcając niewielką butelkę z ciemnego szkła, którą trzymał. Brunet podniósł głowę, odszukując twarz Smitha. Odsunął ręce od łańcucha i zacisnął usta w cienką linię. Nabrał powietrza, a później je wypuścił.

- Nie.

Mężczyzna spojrzał prosto w jego oczy. Bez wahania.

- Zdejmij koszulkę i połóż się na brzuchu, Levi. To jest rozkaz - podszedł bliżej, prawie stając między rozchylonymi nogami chłopaka - nie zmuszaj mnie, żebym się powtórzył.

Brunet napiął całe ciało. Drgnął, a później zastygł w bezruchu. Zmarszczył brwi, zacisnął pięści, aż skóra na knykciach pobielała. Zdusił warknięcie i wstrzymał powietrze.

Kiedy chwycił koszulkę, ręce mu zadrżały. Ze złości, ze zdenerwowania. Bo Erwin był nad nim. I uważnie obserwował każdy ruch, każde posunięcie, każdy szelest materiału i ruch mięśni. Każde zezwolenie i każdy sprzeciw. Gdy podnosił ubranie do góry i przeciągał przez głowę i gdy składał je w kostkę, odkładając na róg łóżka. Gdy gęsia skórka pokryła jego ciało i gdy kładł się sztywno na brzuchu, starając ją ukryć.

Palce Erwina jako pierwsze, dotknęły jego skóry na wysokości łopatek i śliskim ruchem, zsunęły niżej na boki, jadąc po żebrach. Były gorące i mocno napierały na jego ciało, przygniatając do meteraca. Pewnie zarysowały linię jego kręgosłupa, zatrzymując na chwilę, kiedy chłopak wierzgnął niespokojnie. Napiął ramiona, aż do bólu, zakrywając nimi odsłoniętą szyję. Zacisnął mocno powieki, zakopując dłonie w narzucie.

Bo Erwin był nad nim. Silny. Mający łatwy dostęp do jego karku. Potrafiący bez wysiłku go chwycić i złamać. Jeśli tylko zobaczyłby sprzeciw. Jeśli tylko zobaczyłby odmowę.

Więc Levi leżał. Posłusznie. I jedynie zaciskał oczy, gdy palce mężczyzny oplatały jego szyję. Szczelnie, tworząc obrożę. Naciskając na gojące się siniaki. Powodując mrowienie w dole kręgosłupa. Prąd, biegnący po plecach.

Były nachalne i władcze. Pewne, nie wahające się. Dominujące. Ale nie sprawiające bólu, nie krzywdzące. Więc Levi rozluźnił odrobinę barki. Tylko trochę. I tylko trochę opuścił ramiona. Tylko trochę rozchylił usta, czując dziwną ulgę.

Tylko trochę stracił czujność. I tylko na trochę usnął.

3 komentarze:

  1. Och... Kolejna zwalająca z nóg notatka. Ja ciebie normalnie ubóstwiam za to cudowną historię! Jesteś naprawdę niesamowita w tym co robisz a każda twoja notatka to cudowne i niepowtarzalne arcydzieło. Czekam na kontynuację i życzę ci dużo weny twórczej :)

    OdpowiedzUsuń
  2. PS. Nowe oblicze bloga jest idealnym dopełnieniem tego opowiadania :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowne, przepiękne. Bardzo spodobało mi się to jak Levi w samotności 'stracił opanowanie' to pokazało jego trochę inne oblicze. Erwin taki władczy i to jego -to rozkaz. Uwielbiam. Jestem zachwycona tą notką, zaczarowana i oczarowana. Ah... Całkowicie zgadzam się z mą przedmówczynią. Cała historia jak i każdy rozdział z osoba to istne, cudne i niepowtarzalne arcydzieło. Podziwiam cię za twą twórczość i bardzo sie cieszę, że szybko dodajesz notki i nie trzeba po kilka tygodni czekać bo bym nie wytrzymała i wybuchła. Co do wyglądu bloga to nie wiem, bo na komórce jestem ale jak wejdę na laptopa to zobaczę a teraz idę ponownie przeczytać wszystkie rozdziały i od nowa się nimi zachwycać w nieskończoność ^^

    OdpowiedzUsuń